Czasami w życiu podejmuje się niewłaściwe, a może jednak – nie do końca przemyślane – decyzje, tak też było ze mną, kiedy na studiach wybrałam mało „rozchwytywany” kierunek, a mianowicie pedagogikę z naciskiem na resocjalizację. Już po pierwszym dniu praktyk w sądzie, wiedziałam, że nie jest to, z czym chciałabym wiązać przyszłość.

   Po skończonych studiach zaczęłam prace w Ciechanowskiej, nowo otwartej kręgielni. Za zarobione pieniądze kupowałam niezbędne produkty do przedłużania paznokci (już jako nastolatka uwielbiałam wszelkiego rodzaju robótki ręczne), a w wolnym czasie robiłam sobie i przyjaciółkom paznokcie. Rok później pasja ta zaczęła się rozwijać, postanowiłam, że zrobię bardzo ryzykowny krok w przód, odejdę z pracy i otworzę własną firmę. Tak tez się stało…

   Miesiąc po odejściu, nie mając w ogóle bazy klientek, otworzyłam mobilną firmę pod nazwą „Mani Ani” byłam przekonana, że kobiety kochają dobrze wyglądać, to też nie powinnam narzekać na brak klientek. Pierwsze miesiące nie należały do najlepszych. Portfolio moich prac było bardzo ubogie. Nie chciałam, by świat ujrzał nie do końca zadowalające mnie prace, więc postanowiłam dodawać tylko te, które uważałam za najlepsze. O dziwo klientki zaczęły się odzywać, co prawda nie tyle, ile bym sobie wymarzyła, ale byłam w stanie uzbierać na składki ZUS. Z czasem zaczęło mnie to męczyć. Pył z paznokci, który osiadał wszędzie, był nie do zniesienia, klientki wymyślały coraz to trudniejsze stylizacje, przez co pochłaniały po 3h mojego czasu, płacąc kilkadziesiąt złotych. Do tego sprzęt, który dźwigałam od jednej do drugiej klientki nie był wcale lekki. Spakowanie i dojazd do kolejnej klientki zajmowało mi 1,5h.
Przestało mi się to opłacać…
2 klientki przez cały dzień? Za takie pieniądze?
Nie mogło to tak wyglądać…
   Dopiero co otworzyłam działalność, więc trudno było o natychmiastowe podniesienie cen. Zrobiłam kolejny, ważny krok w stronę rozwoju. Zapisałam się na podstawowy, promocyjny kurs przedłużania i zagęszczania rzęs metoda 1:1. Podekscytowana, pojechałam na cały dzień do Warszawy. Było nas 5, instruktorka wydawała mi się bardzo obyta w temacie. Anageny… katageny… telogeny… to wszystko było takie skomplikowane, obce i nie do przyswojenia. Kiedy przyszło na praktykę i 6h klejenia żywej modelki, już po 3h pracy, moje plecy wołały o przerwę. Ból w odcinku szyjnym był nie do zniesienia, a kręgosłup odmawiał mi posłuszeństwa. Przerwałam klejenie. Moja modelka nie wyglądała najlepiej… mimo wszystko, dumna, ale z jakże ważnym certyfikatem, wróciłam do domu.
   Po paru dniach od zakupu produktów postanowiłam „urzęsić” pierwsza chętną koleżankę. Dzień ten nie wspominam najlepiej. Kleiłyśmy 9h, na podłodze, w moim pokoju, z jedną małą przerwa. Łóżko, przez brak miejsca na wsunięcie nóg wydawało mi się mało wygodne, stąd też wybór tej jakże miękkiej podłogi..
Koleżanka, która chciała mieć piękne rzęsy, dzielnie leżała bez zbędnego marudzenia, ja natomiast po 6 h garbienia się, wściekła płacząc, zaczęłam się poddawać… końca nie widać, pleców nie czuje… klientka łzy wylewa, a jeszcze jedno oko zostało, co robić?!
Postanowiłyśmy przełożyć to na kolejny dzień.
Tym razem już wypoczęta, byłam o krok bliżej od zakończenia swojej pracy. Po kolejnych 3h skończyłyśmy aplikację, która nie należała do estetycznych i najpiękniejszych. Osobiście współczułam modelce, ta natomiast takiego efektu oczekiwała… delikatne, naturalne podkreślenie, cel okazał się być osiągnięty.
Po paru dniach od wstawienia pierwszego zdjęcia, ku mojemu zdziwieni, zaczęły do mnie pisać nieznane mi osoby. Bałam się odpisywać, ponieważ jedyne, co mi w głowie siedziało to ból przeszywający mój kark, towarzyszący mi podczas klejenia i nienormowany czas pracy. Mimo wszystko podawałam cenę i informowałam, że są to moje początki, przez co czas znacznie się wydłuży.
          Zapisywały się…
  Z kolejną klientką, która leżała na przenośnym już łóżku do masażu, poszło trochę łatwiej, niemniej jednak bardzo mnie to męczyło. Doszłam do wniosku, że robiąc paznokcie zarobię więcej, wiec po co się tak męczyć po 5 godzin, skoro paznokcie mogę zrobić w 2?
Po wstawieniu kolejnego zdjęcia, wykonanej aplikacji, pytań na koncie firmowym z dnia na dzień przybywało. Wszystkie Panie prosiły o zapis i rzęsy. Nie odpisywałam… zżarł mnie stres, tuż po wiadomości klientki, która oburzona, napisała jak to wszystkie rzęsy, po 2 dniach jej wypadły. Zielonego pojęcia nie miałam, co jest tego przyczyną, skoro podczas aplikacji klej sprawdzał się świetnie, a na kursie nie było nawet jednej informacji o słabej trwałości rzęs. Co robić? No cóż… trzeba poprawić aplikacje, tak jak to na porządną firmę przystało, zakasać rękawy i się nie poddawać.
Poprawka trwała kolejne 5h. Wszystko za darmo, w ramach reklamacji i rekompensaty. Zapewniałam, że tym razem będzie mur beton, a rzęsy nie drgną.
Niestety… po kolejnych 2 dniach dostałam wiadomość, od tej samej Pani, o tej samej treści…. poddałam się. Zwątpiłam. Doszłam do wniosku, że nie można być dobrym w 2 dziedzinach jednocześnie, więc grzecznie odeszłam na bok i wróciłam do pracy z pyłem i wonią unoszącego się w powietrzu akrylu…
Klientki pisały, a ja nie mając sił na poprawki, po prostu przestałam zapisywać na aplikację. Postanowiłam pozostać przy pracy z dłońmi. Tak mi było prościej i bezpieczniej.
   Z rzęsami pogniewałam się na ponad pół roku, jednak ciągle zachwycały mnie piękne i estetyczne prace, zdolnych stylistek. Wszystko wydawało się być takie proste i logiczne. Tym razem miarka się przebrała. Postanowiłam dać sobie drugą szansę i zapisać się na kolejne, tym razem indywidualne szkolenie z metody Light Volume. Bomba wiedzy, która spadła na mnie jak grom z jasnego nieba, trwała dobre 4h. Już po pierwszych minutach wiedziałam, że tym razem instruktor jest strzałem w 10, a ja znajduje się na właściwym miejscu, u właściwej osoby.
Po powrocie do domu i wyklejeniu pierwszej klientki nową metodą, „dostałam skrzydeł”, a skrzynka pocztowa zaczęła pękać w szwach. Przemogłam się… zapisywałam, jednego dnia na paznokcie, kolejnego zaś na rzęsy, tak by łatwiej mi było uporać się z ogromnymi tobołami, które codziennie musiałam dźwigać jadąc od klientki do klientki.
   Zainteresowanych przybywało. Tracąc czas na dojazd do kolejnej Pani, nie byłam w stanie zapisać więcej jak dwie klientki dziennie, więc postanowiłam, że zacznę przyjmować tylko w swoim domu, bez zbędnych dojazdów i straty czasu. Tylko nieliczne i przede wszystkim mobilne Panie, były w stanie do mnie dotrzeć. Niemniej jednak pasował mi taki sposób pracy. Wszystko miałam na wyciągnięcie ręki. Dom, rodzinę, obiad i wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy do pracy.
   Z czasem nie byłam w stanie pogodzić Pań zapisujących się na paznokcie, a tych które walczyły o miejsce na rzęsy. Ponieważ w momencie rozłożenia łóżka, chowałam zbędne rzeczy do stylizacji paznokci i na odwrót. W między czasie, cały czas poszerzałam swoją wiedzę. Nie stałam w miejscu. Po skończonym jednym szkoleniu zapisywałam się na kolejne i kolejne. Stylizacja rzęs, totalnie mnie pochłonęła… uzależniła.
Klientek zaczęło przybywać. Czas mojej pracy diametralnie się skrócił, a wypłata zaczęła mnie zadowalać. Kalkulując sobie czas pracy oraz zarobki, zrobiłam ostatni, tym razem najważniejszy krok w mojej karierze firmowej… Kompletnie zrezygnowałam z przyjmowania Pań na stylizację paznokci. Skupiłam się na jednym, a konkretnym celu – rzęsach.
Zmieniłam nazwę firmy, na bardziej adekwatną, obiecującą i wpadająca w ucho, wiążąca się tylko i wyłącznie ze stylizacja rzęs…
   Dziś pracując na swoją markę „Good Lash” w azylu o pow. 23m2, w samym centrum Ciechanowa, nie żałuje żadnej pochopnie podjętej decyzji. Pasja tu przerodziła się w sposób na życie, z czego niezmiernie się cieszę.
   W pracy jestem profesjonalistką. Z każdym dniem chcę być coraz lepsza. Staram się ciągle rozwijać swoje umiejętności.
Jako stylistka dbam o każdy detal. Jako instruktor pragnę zarażać swoją pasją inne, gotowe do działania kursantki. Z przyjemnością pomogę i podzielę się wiedzą z zakresu przedłużania rzęs. Niemniej jednak, stale dążę do perfekcji, do osobistej satysfakcji, ponieważ chce spełnić Wasze oczekiwania najlepiej, jak tylko potrafię.
Doszlifowana wiedza i dużo teorii pokazało, że inwestycja w siebie pozwala poznawać wiele nowych horyzontów, a determinacja i silny charakter doprowadziły mnie tu, gdzie teraz jestem.
Reasumując..
Nikt z nas nie rodzi się alfą i omegą. Człowiek zdobywa wiedzę codziennie, poprzez doświadczenie, które niekiedy zmienia całkowicie spojrzenie na świat. Każdego jednego dnia, odkrywamy nowe elementy układanki… układanki zwanej życiem. Minie trochę czasu, nim odnajdziemy obrany przez nas cel.
Zdanie: „Kto nie ryzykuje ten szampana nie pije” idealnie odzwierciedla drogę przez jaką przeszło mi przejść.
Cieszę się, że mogłam podzielić się z Tobą częścią mojego życia.
Mam nadzieję, że chociaż trochę, zmotywowałam Cię, do dalszego działania.
Liczę na to, że już niedługo zobaczymy się na szkoleniu, bądź aplikacji rzęs w moim rodzinnym mieście!
Kimkolwiek jesteś, życzę Ci dobrze!
Pozdrawiam i ściskam mocno

Autor: Anna Malczyk, Instruktor Taida Niklas Lash Collections Ciechanów

Podobne wpisy